Ostatnia scena zabiła moją nadzieję co do przekazu i zadecydowała o ocenie. Myślałam, że wszyscy solidarnie zaprotestują przeciwko zwolnieniu nauczyciela, a oni jeszcze wsparli system, który zabił ich kolegę, podpisując wyrok właśnie na tego, który chciał coś zmienić. Te śmieszne akcyjki na lekcjach z nim oraz pożegnanie go można porównać do pójścia pod drzwi komisariatu lub urzędu miasta i powiedzeniu "dupa" zaraz przed szybką ucieczką, po czym nazwaniem tego protestem przeciwko działaniom ww. Nic z tego nie wynika.
Film uczy potulnej postawy, płynięcia z prądem, mówi "i tak nic z tym nie zrobisz (co nie jest oczywiście prawdą, wystarczyło nie podpisać)". Skąd zachwyt nad nim? Że ludzie mają niestety taką postawę i milion tłumaczeń na swoją bierność oraz wygodnictwo, to wiedziałam, ale żeby to chwalić?